3 lata temu ukazała się monografia Smolarni

19 cze 2017 | wpis w: Aktualności

Może trudno w to uwierzyć, ale od wydania monografii Smolarni minęły już 3 lata! Dla mnie, jako dla autora tej publikacji oraz autora niniejszej strony internetowej wydaje się, jakby to było dopiero wczoraj. Okazja ta jest dobrym momentem, aby przybliżyć internautom – chociażby w telegraficznym skrócie – ostatni etap z całego złożonego procesu „produkcji” książki. Nie będę tutaj pisał się o tym jak przez kilka lat wyglądało zbieranie materiałów do publikacji, a przedstawię jedynie ostatnie półtorej miesiąca pracy nad książką.


Jeszcze na początku kwietnia prace nad wydaniem monografii stały w miejscu. Moje ponaglenia związane z jak najszybszym wyborem firmy, która zajmie się składem i drukiem książki nie przynosiły efektu. Cały czas wydawało mi się, że nikt nie był świadomy tego jaką wielką książką – jeśli chodzi o objętość – będzie monografia. Już wcześniej wiadomym było, że na 200, ani na 250 stronach się nie skończy, a możliwe że liczba ta przekroczy i 300 stron.

Dopiero 5 maja otrzymałem wiadomość z urzędu gminy, o tym że prace powoli ruszają do przodu. Choć – jak się potem okazało – do ich „ruszenia” była jeszcze długa droga. 8 maja firmie z Opola, która została wybrana do realizacji projektu, wysłałem gotowe teksty, a 12 maja przekazałem osobiście wszystkie materiały ikonograficzne (zdjęcia, mapy, szkice itp.). Przez kolejne dni współpracujący z drukarnią grafik zajmował się składem tekstu. 20 maja (miesiąc przed promocją książki!) otrzymałem od niego dwa szablony pierwszego rozdziału książki, z których miałem wybrać jeden, by na jego podstawie składać dalej publikację. Było to pierwszych 8 stron tekstu, które – w zależności od szablonu – różniły się zastosowaną czcionką i formą rozmieszczenia fotografii. Choć z pozoru różnice w zastosowanych szablonach nie były aż tak wielkie, to wybrany przeze mnie układ (ten bardziej złożony) wymagał m.in. od grafika większej ilości godzin spędzonych przy pracy. I tak prace ruszyły do przodu.

23 maja otrzymałem pierwsze 91 złożonych stron książki (w wersji elektronicznej). Teraz trzeba było to wydrukować i sprawdzić dokładnie teksty pod kątem ewentualnych błędów ortograficznych, stylistycznych, a także poprawek w układzie graficznym. 28 maja otrzymałem kolejne strony (do 151.) oraz kilka gotowych poprawek z moich poprzednich uwag. Dzień później zaakceptowano również kosztorys związany z organizacją spotkania promocyjnego (poczęstunek, kawa, herbata i napoje), którego koszty sfinansowano ze środków gminnych. 31 maja otrzymałem złożone kolejne strony monografii (od 152 do 247), czyli gotowe były już wszystkie rozdziały. Do złożenia została jeszcze galeria zdjęć i bibliografia. 2 czerwca gotowa była brakująca część (strony 247-286), a wieczorem tego samego dnia grafik przysłał mi całość złożonej książki. W tak zwanym międzyczasie – czyli w całym ostatnim tygodniu – spędzałem dziesiątki godzin na czytaniu przesyłanych tekstów, szukaniu błędów i robieniu notatek dla grafika.

Późnym wieczorem wspólnie ustaliliśmy, że jak najszybciej trzeba się spotkać w sprawie naniesienia poprawek tekstowych do książki. Tak też uczyniliśmy następnego dnia, czyli 3 czerwca. Od godziny 13:00 do 18:40 siedzieliśmy przed komputerem u grafika w Opolu, nanosząc kolejne tekstowe i graficzne korekty. Wieczorem otrzymałem zaktualizowany plik z naniesionymi poprawkami i tak od godziny 21:00 do 00:30 (4 czerwca) siedziałem przed komputerem i sprawdzałem czy wszystko zostało naniesione. Przy okazji odnalazłem jeszcze szereg innych rzeczy do korekty, których wcześniej nie zauważyłem.

4 czerwca, po południu zadzwoniła do mnie pani z drukarni w sprawie ostatecznej decyzji związanej z profesjonalną korektą tekstu. Po kilku minutach rozmowy podjęliśmy decyzję, że – mimo goniącego nas czasu – zaryzykujemy i zrobimy taką korektę. Najpóźniej w poniedziałek (9 czerwca) – na 10 dni przed promocją – poprawki mają być gotowe, a wtedy grafik może wszystko nanieść na plik roboczy z książką. Oczywiście będzie to również dodatkowa praca dla mnie, gdyż wszystkie korekty muszę zobaczyć i ewentualnie zaakceptować.

Przez kilka następnych dni, aż do końca weekendu, w kwestii prac nad książką panował względny spokój. Korektorka miała teraz czas, aby wszystko sprawdzić i nanieść ewentualne uwagi. W międzyczasie – do 8 czerwca włącznie – pracowałem nad graficznym projektem okładki. 10 czerwca pojechałem do Opola po odbiór wydruków z naniesionymi ręcznie korektami. Korekty te dzieliły się na dwie kategorie: pierwsze z nich naniesione były długopisem i dotyczyły głównie błędów ortograficznych i stylistycznych; pozostałe uwagi naniesione były ołówkiem i skierowane były do mnie, tzn. miałem się zastanowić i je zatwierdzić, albo też pozostać przy swoim zdaniu. Tym oto sposobem cały dzień spędziłem na sprawdzaniu otrzymanego materiału.

Teraz trzeba było jeszcze wszystkie te rzeczy nanieść na plik roboczy. 11 czerwca odwiedziłem po raz kolejny grafika. Tym razem praca poszła znacznie szybciej niż poprzednio. Przed ekranem monitora siedzieliśmy od godziny 12:00 do 14:00. I tak oto po kilku sprawdzaniach całego tekstu, materiały mogły zostać przekazane do dalszej obróbki w drukarni.

Dwa ostatnie dni przed promocją upłynęły pod znakiem przygotowań technicznych do jej organizacji, tj. załatwienia projektora, dodatkowego sprzętu, ustawienia stołów i krzeseł na sali itp.

A co z samą książką? Jak się okazało była ona drukowana i sklejana na ostatni moment, można nawet powiedzieć że na dzień przed spotkaniem promocyjnym. Pierwsza partia gotowych książek do Smolarnia dotarła 18 czerwca, krótko przed godziną 18:00 – jednak było to tylko 200 egzemplarzy. Kolejne 100 sztuk dotarło następnego dnia – tj. w dniu promocji.

19 czerwca – w końcu nadszedł długo wyczekiwany moment. Mimo kilku napiętych ostatnich dni, dzień promocji publikacji był udany, o czym pisałem m.in. tutaj (Promocja monografii Smolarni).