Dekada w sieci

1 lip 2017 | wpis w: Aktualności

Niniejszy wpis jest aktualizacją krótkiego opracowania pt. „Jak ludzie w XXI wieku »wpadają« w sieć?”, które napisałem w 2007 r., kiedy po długich staraniach w Smolarni udało się uruchomić połączenie internetowe drogą radiową.

Słowem wstępu

Rosnąca popularność Internetu, ale również i swego rodzaju przymus jego posiadania, skłoniły mnie do podjęcia kroków, aby takowe połączenie posiadać w domu. Ponadto od 2006 r. kiedy to rozpocząłem naukę w szkole policealnej uświadomiłem sobie, że Internet jest mi bardzo potrzebny. Co prawda samo jego posiadanie nie było potrzebą pierwszego rzędu, ale kiedy informacje o zjazdach w szkole, planach zajęć, czy chociażby informacje o zaliczeniach pojawiają się na stronie internetowej szkoły, uświadamiasz sobie jakim utrudnieniem staje się brak dostępu do Internetu.Tak też było w moim przypadku.

Każdy kolejny weekendowy zjazd w szkole poprzedzony był odwiedzinami w Urzędzie Gminy i odwiedzeniem stanowiska z komputerami z dostępem do Internetu. I to tylko po to, aby nie przeoczyć przypadkiem jakiś nowości i aktualnych informacji o tym, co może mnie czekać na najbliższych zajęciach. Dojeżdżanie do Strzeleczek było jednak uciążliwe, a i odwiedzenie strony internetowej szkoły na 2 dni przed zjazdem nie gwarantowało otrzymania aktualnych wieści, gdyż te pojawiały się czasami w piątek i to nawet późnym wieczorem. Dlatego też postanowiłem coś zmienić. Pod koniec listopada 2006 r. wiedziałem już, że chciałbym dołączyć do grupy 25% Polaków posiadających dostęp do Internetu.

„Tepsa”

„Tepsa” – czyli dawna Telekomunikacja Polska. Na początku XXI w. firma ta była jedną z nielicznych, które oferowały (przynajmniej teoretycznie) dostęp do szerokopasmowego Internetu w takich miejscowościach, jak m.in. Smolarnia. Pomijam tutaj fakt, iż w tamtym czasie dosłownie garstka mieszkańców posiadała w domu dostęp do Internetu za pośrednictwem firm telefonii komórkowej (Era, Plus itp.), gdyż szybkość i jakość takich połączeń, uwzględniając położenie miejscowości, była kiepska.

W listopadzie 2016 r. skontaktowałem się z Telekomunikacją Polską (zwana dalej TP), aby zamówić Neostradę. Na samym początku, tj. podczas zamawia usługi wszystko szło w dobrym kierunku. Odpowiedź na podstawowe pytanie dotyczące możliwości technicznych podłączenia brzmiała: „Tak, na Pana linii telefonicznej jest możliwość założenia tej usługi”. Po tygodniu oczekiwania otrzymałem przesyłkę z zestawem instalacyjnym, podpisałem potwierdzenie jej odbioru i od razu podjąłem się instalacji sprzętu. Już po chwili okazało się jednak, że nie mogłem nawiązać połączenia. Po dwóch kolejnych dniach prób, skontaktowałem się z TPw celu wyjaśnienia sprawy. I tu spotkała mnie niemiła niespodzianka. Dowiedziałem się, że na mojej linii telefonicznej nie ma technicznych możliwości założenia Neostrady! Osoba, która odebrała zgłoszenie poprosiła mnie abym podał swój numer telefonu komórkowego i poinformowała mnie, że w ciągu 3 dni ktoś z firmy skontaktuje się ze mną i wyjaśni mi, jaki jest powód takiego stanu rzeczy.

Po 3 dniach rzecz jasna nikt się ze mną nie skontaktował, więc sam pofatygowałem się o nawiązanie kontaktu. Osoba, która odebrała telefon poinformowała mnie, iż moje zgłoszenie zostało przyjęte, ale nie ma jeszcze na nie odpowiedzi. Ponadto powinienem zadzwonić w poniedziałek bo teraz jest weekend i to mogło być powodem nierozpatrzenia mojego zgłoszenia. Zadzwoniłem więc w poniedziałek. Wtedy odpowiedź na moje pytanie brzmiała dokładnie tak samo, jak podczas poprzedniej rozmowy. Przez kolejne kilka dni cały czas próbowałem się dowiedzieć czegoś nowego w mojej sprawie. Jednak bezskutecznie!

Podczas jednej z rozmów podano mi inny numer telefonu, pod który mam zadzwonić. Zadzwoniłem pod nowo podany kontakt, a tam po odsłuchaniu automatycznej sekretarki i wybraniu odpowiednich „cyferek” usłyszałem: „Jeśli chcesz zgłosić problem związany z funkcjonowaniem numeru internetowego, pakietów internetowych lub Neostrady, zadzwoń pod bezpłatny numer…”. Tyle tylko, że to był ten sam numer pod który dzwoniłem 5 minut wcześniej i z którego odesłano mnie właśnie tu. Zadzwoniłem więc jeszcze raz tam, skąd mnie skierowano pod nowy numer. Tym razem połączyłem się z doradcą technicznym i dopiero od niego dowiedziałem się kilku nowych rzeczy. Sprawa poszła o tyle do przodu – o ile można to tak w ogóle nazwać – że podano mi kolejny numer telefonu, pod który mam zadzwonić i złożyć teraz prośbę o dostosowanie linii telefonicznej dla potrzeb internetowych.

Było już późno, więc zadzwoniłem następnego dnia. Tam po raz kolejny powiedziano mi, że na linii telefonicznej pod adresem, w którym mieszkam nie ma możliwości technicznych… itp. itd. Nieco zdenerwowany powiedziałem, że to już wiem i nie interesuje mnie jaki jest problem, tylko jak go rozwiązać. Wtedy osoba po drugiej stronie słuchawki zmienia temat i zaczyna mówić o abonamencie telefonicznym. Że jego zdaniem powinienem wybrać inny pakiet niż ten który jest obecnie aktywny, że będzie taniej, że będę miał darmowe rozmowy w soboty i niedziele, że gdyby on był na moim miejscu, to nie zastanawiałby się ani chwili, tylko wykupiłby ten właśnie pakiet itp. itd. Tylko co ma piernik do wiatraka? Pytam się! Ja swoje, a on swoje i nie wiadomo o co chodzi. Na koniec rozmowy dowiedziałem się jedynie tego, że jeśli chcę skorzystać z ich usługi dostępu do Internetu to potrzebna będzie przebudowa linii telefonicznej i w ciągu 2 tygodni ktoś się ze mną skontaktuje i omówi szczegóły tej „przebudowy”.

Nieco wcześniej, bo po tygodniu sam skontaktowałem się z firmą mając nadzieję, że będzie to moja ostatnia „interwencja” w tej sprawie. I tak też było. Ostatecznie okazało się, że na tej linii telefonicznej nie można uruchomić Neostrady i koniec!

Połączenie radiowe

Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia (2006 r.) zadzwoniłem do firmy, która w naszej okolicy udostępnia połączenie internetowe drogą radiową. Po kilku dniach zjawili się u mnie dwaj pracownicy, aby sprawdzić czy w miejscu w którym mieszkam można „złapać” sygnał z nadajnika umieszczonego na „Klubie” w Racławiczkach. Panowie stwierdzili, że przeszkodą mogą być rosnące w dalszej odległości wysokie drzewa. Jak się później okazało były to brzozy rosnące za budynkiem przedszkola w Racławiczkach. Drzewa te utrudniały dotarcie sygnału radiowego nie tylko do mnie, ale i dla większości zabudowań Smolarni, których mieszkańcy chcieliby skorzystać z usług tej firmy.

Podczas jednej z kolejnych rozmów wiedząc już o problemach jakie napotkam przy instalacji nadajnika zapytałem o możliwość instalacji kolejnego, nowego nadajnika w innym miejscu (np. na dachu szkoły podstawowej w Dziedzicach). Dowiedziałem się, że aby do tego doszło trzeba zebrać łącznie 10 rodzin, które byłyby zainteresowane podłączeniem do Internetu. Niby niewiele, ale jak na tak małą miejscowość jaką jest Smolarnia, pułap ten mógł być nie do osiągnięcia. Nie zważając na ewentualne problemy, następnego dnia wziąłem kartkę i długopis i poszedłem dopytać się czy ktoś oprócz mnie jest zainteresowany i chciałby – tak jak ja – mieć dostęp do Internetu. Po obejściu większości domostw, na listę zapisało się wstępnie 14 osób. W ciągu kolejnego tygodnia w świetlicy OSP odbyło się spotkanie informacyjne z przedstawicielami firmy i zainteresowanymi osobami. A na zebraniu szok! Ostatecznie swoje zainteresowanie podłączeniem do sieci wyraziło jedynie 5 osób.

Dla jednych problemem był sam koszt rozpoczęcia takiej usługi, tj. 600 zł (z tego co pamiętam), a dla innych forma realizacji podłączenia – najpierw trzeba było ze swojej kieszeni wyłożyć całą kwotą, potem czekać na zainstalowanie nowego nadajnika na dziedzickiej szkole, a na samym końcu czekać na uruchomienie usługi w domu. I ta oto kolejne 2 miesiące były czasem względnej stagnacji w tym temacie. Ja postanowiłem się jednak nie poddawać i po tych dwóch miesiącach spróbować jeszcze raz. Ostatecznie w marcu 2007 r. udało mi się zebrać łącznie 9 rodzin (7 ze Smolarni i 2 z Dziedzic), które zdecydowały się na podłączenie radiowego połączenia internetowego.

Dzięki temu prace z instalacją nowego nadajnika ruszyły do przodu, choć na ostateczne uruchomienie Internetu trzeba było poczekać jeszcze kilka miesięcy. Okazało się, że jest problem z uzyskaniem „czystego” – że tak to nazwę – sygnału z nadajnika z Racławiczek. Powodem takiego stanu rzeczy były rosnące obok szkoły (wzdłuż ul. Szkolnej) lipy, które zakłócały sygnał biegnący z racławickiego nadajnika.Jednak i tę przeszkodę udało się przezwyciężyć.

Ostatecznie – po nieco ponad półrocznej „walce” – na przełomie czerwca i lipca 2007 r. mieszkańcy Smolarni zostali podłączeni do szerokopasmowego, radiowego Internetu.